18.03.2016

Czy audiobook to też książka?

W mijającym tygodniu sporo mówiło się o spadku czytelnictwa w Polsce. A to za sprawą raportu o poziomie tegoż czytelnictwa, o którym co nieco pisałam we wtorek na FB (czytaj post na FB odnoszący się do czytelnictwa w Polsce). Wynika z niego, że zaledwie 37% Polaków w 2015 roku przeczytało przynajmniej jedną książkę a co za tym idzie około 20 mln ludzi w naszym kraju nie przeczytało żadnej. Przyszło mi więc do głowy pytanie: „czy audiobook to też książka?

Ponieważ sama nagrywam książki mówione, a także słucham audiobooków, nie pierwszy raz zadaję sobie to pytanie. Zainspirowana rozmową z bratem, zastanawiam się nad tym czy między audiobookiem a książką można postawić znak równości? Czy słuchanie przeczytanej przez kogoś książki można porównać do sytuacji, w której sami tę książkę przeczytamy, czy to jest raczej jak słuchanie muzyki? A może coś pomiędzy? Czy jesteśmy w stanie słuchać audiobooka tak uważnie, jak w momencie, gdy sami czytamy literka po literce, słowo po słowie i zdanie po zdaniu? A może to zależy od indywidualnych predyspozycji?


Wzrokowiec, słuchowiec czy kinestetyk? 

Gdy chodziłam do szkoły zawsze mówiło się, że jedni są wzrokowcami a inni lepiej zapamiętują ze słuchu. Ci drudzy wolą chodzić na wykłady, bo zawsze lepiej im się słuchało niż czytało, a co za tym idzie są w stanie lepiej przyswajać treści gdy mogą posłuchać. Ci pierwsi (wzrokowcy) zapamiętują poprzez obrazy, ale również słowo pisane, więc wolą notować. 

U mnie, np. przeważają cechy wzrokowca i dzięki tej umiejętności nauczyłam się podstaw ortografii. Jako dziewczynka bardzo długo robiłam potworne błędy ortograficzne. Wierzcie lub nie, ale z tego problemu wyciągnął mnie komputer a konkretnie edytor tekstu

Nic nie dawało powtarzanie, rymowanki z zasadami ortografii, ale i książki ze spisem zasad nie przyniosły efektu. Pomogło za to pisanie na komputerze i patrzenie na błędy, które komputer najpierw mi podkreślał a potem pokazywał jak powinnam dane słowo napisać poprawnie. Nie miałam wtedy edytora, który sam poprawiał mi błędy, robiłam to ręcznie, więc patrzyłam na każdy błąd tyle razy ile go robiłam, aż ilość czerwonych podkreśleń zmniejszyła się praktycznie do zera. 

Niedawno dowiedziałam się, że jest jeszcze trzeci typ postrzegania rzeczywistości – kinestetyczny, czyli poznawanie dzięki dotykowi, węchowi, smakowi itp.. Rzecz jasna nigdy nie jest tak, że należymy tylko do jednego typu, bo przecież każdy z nas uczy się pisać, czytać, mówić i poznaje smak dzięki smakom, dotykowi itd., ale przeważnie, któryś z tych trzech w nas dominuje.

Wróćmy jednak do tematu audiobooków, ich słuchania i porównaniu z papierową (choć w dzisiejszym świecie niekoniecznie) książką, którą czytamy.

Jednym uchem (okiem) wpada, drugim wylatuje 

Jak często przyłapujecie się na tym, że czytacie zdanie kilka razy i nadal nie wiecie o co chodzi? Ja tak czasami mam, pewnie jak każdy. Zdarza mi się podczas czytania, jednocześnie myśleć o czymś innym i przyłapuje się, że przeczytałam prawie całą stronę a nie mam pojęcia co się wydarzyło (dla ścisłości „Chłopów” już kiedyś czytałam i drugi raz nie zamierzam! Nooo chyba, że mi za to zapłacą ;-)). Każdy ma też różną podzielność uwagi, ja np., mam trudności z rozmawianiem i gotowaniem w tym samym czasie. 

Różni nas także umiejętność skupienia. Niektórzy mają poważny problem z koncentracją inni potrafią skupiać się na kilku rzeczach na raz i wszystkie wykonywać poprawnie. Gdy czytam łatwiej jest mi się skupić w domu niż w miejscu publicznym, gdzie zajmuje mi trochę czasu zupełne odcięcie się od świata i skupienie na treści. Przeszkadzają mi odgłosy, rozmowy i często wygrywa zwykła ciekawość tego co dzieje się naokoło. Gdy czytam preferuje jednak ciszę i spokój.

Nawet muzyki trudno mi się słucha czytając, bo chciałabym się skupić bardzo na jednym i drugim i zawsze coś przegrywa gdy robię to jednocześnie. To nie tak, że nie potrafię, ale ważne jest dla mnie ile z tego odbieram i przetwarzam. Można przecież słuchać a nie słyszeć tak samo jak patrzeć a nie widzieć. Moja chęć uważności dotyczy tego co w moim pojęciu jest istotne. Przeglądając treści w Internecie, gdy jest to coś mniej istotnego, jestem w stanie czytać na jednym monitorze i oglądać coś na drugim. Zapewne przy takiej podzielności wynosimy mniej treści, ale są czynności, które tej uwagi nie wymagają mniej a wręcz jednoczesne ich robienie oszczędza czas.

Natomiast o dziwo przy audiobooku, chociaż pozornie można odlecieć jeszcze bardziej, bo słowa lecą i jednym uchem wpadają drugim wypadają, mogę skupić się na drugiej czynności bez utraty uważności. Powiedziałabym nawet, że jest mi łatwiej słuchać, gdy robię coś jeszcze, np. rysuję, koloruję, gotuję lub zasypiam, bo wtedy bardziej skupiam się na słuchaniu. Wtedy jakby słowa lepiej do mnie docierają i nie rozpraszam się. Chyba, że zasypiam. :-)  

A Wam łatwiej jest się rozproszyć słuchając czy czytając?

I w końcu co z tymi audiobookami? Czy słuchając czytanej przez kogoś książki zyskujemy tyle samo co czytając ją sami, czy jednak gdzieś nam ta treść ucieka? Pomału dochodzę do wniosku, że wiele zależy od naszej podzielność uwagi, umiejętności skupienia oraz miejsca, w którym czytamy lub słuchamy. 

Liczą się, więc indywidualne cechy każdego z nas. Jednego natomiast jestem pewna. Gdy czytam na głos i nagrywam, skupiona jestem w 100%, bo angażuję umysł, głos i słuch jednocześnie. ;-) Chętnie poczytam jakie jest Wasze zdanie na temat audiobooków.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz